środa, 4 grudnia 2013

Rozdział 17

Kiedy spojrzała na swoje odbicie, była pod ogromniastym wrażeniem i zaniemówiła- co jej się bardzo rzadko zdarza-i... się popłakała. To było takie dziwne...
-Podoba się?- zapytałam.
-No pewnie! Nie myślałam, że będzie tak ślicznie! Dziękuję...- odwróciłą się twarzą do mnie i mnie przytuliła.
Stary wygląd Steffy



Nowy wygląd Stefani Bohenek
Była pod na prawdę wielkim wrażeniem. To było coś niesamowitego... 


*Oczami Veroniki*

-Tak mamo, ja Ciebie też. Dziękuję. Pozdrów tam wszystkich. Nie, jest okay... Ja Ciebie też kocham. No, papatki.- skończyłam rozmawiać z mamą i odłożyłam telefon na stoliku przy telewizorze. Rodzice oddali mi ten dom, w którym teraz jestem z dziewczynami, a sami się wyprowadzili to mniejszego domku.
Meg ze Stefą siedzą już od kilku godzin na górze.Jestem bardzo ciekawa, jak Stefania będzie wyglądać po metamorfozie... Po kilku minutach na dół zeszła Meggie i zapowiedziała wielkie wejście Stefy. Nie pomyliła się, było wielkie. Kiedy była emoska zeszła do salonu, sama zaniemówiłam. 
- Jak ty ślicznie wyglądasz!- pochwaliłam Stefcię i zwróciłam się do Meg.- Genialna robota, serio.
-Dzięki.- Megan uśmiechnęła się do mnie.
-Podoba ci się?- zwróciła się do mnie laska po metamorfozie.
-No pewka!
-Jak tobie się podoba, to znaczy, że na prawdę jest przecudnie.
-Wyglądasz świetnie... Ważne, abyś się dobrze czuła. A wiadomo co z tą sprawą z Biebsem?- spytałam zaciekawiona.
-Justin został ukarany, ale nic więcej nie wiem.
-Nie przejmuj się tym. To dupek... Byłam z nim kiedyś i...
- I ja musiałam ją ratować.- wtrąciła Meggie.
-Ratować?- Steff była zdziwiona.
-No tak. Między innymi paliła dragi... Ale chyba już skończyła... Prawda?- zwróciła się do mnie.
- Tsa... Skończyłam chociaż było ciężko... Meg, czy coś ci się nie jara w kuchni?
- O w ciape... Mój obiad!- i poleciała do kuchni, a ja z nową Stefanią wymieniłyśmy uśmiechnięte spojrzenia. W pewnej chwili zadzwonił mój telefon. 
- Tak, słucham?
- Cześć Nika, pamiętasz mnie?- odezwał się głos w słuchawce.
- No pewnie! Amy, co tam u ciebie?
- A no wszystko dobrze...
 - A jak jest w U.S.A.?
- Tak sobie... Jak to się mówi? Aha, tak: szału nie ma, zada nie urywa.- uśmiechnęłam się słysząc te słowa.

-A kiedy przyjeżdżasz do nas?
 -Nie wiem... Kiedyś tam przyjadę... A jak tam z wami?
-Nami?- zapytałam zaskoczona.
-No tak. Z tobą i Horanem.

-Ahm... Jakoś tam leci... Były problemy, ale wszystko wróciło do normy.
- To świetnie. Rozmawiałam z resztą, ale o Nialleru i Veronice nic nie chcieli mówić.
-Heh...- podeszłam do okna i zobaczyłam podjeżdżające auto pod dom.- Wiesz co, muszę już kończyć, bo chyba ktoś przyjechał. Odezwę się później, okay?
-Spoczko
-No to papa.
- Bye.- zakończyłam rozmowę i wyszłam przed bramę. Na podjeździe stało czarne maserati. Podeszłam do samochodu z obawą, że tot Justin, ale kiedy zobaczyłam wysiadającego Nialla, to sobie przypomniałam, że Jus jest w więzieniu. Blondyn podszedł do mnie i złożył pocałunek na moich ustach.
-Witaj królewno.- chłopak zaczął rozmowę.
-Hey. Nowe autko?
-Dla ciebie.- podał mi kluczyki z zawieszką w kształcie serduszka podzielonego na trzy części- flagi: angielską, polską i irlandzką.
-Serio?
- Serio serio.
- O jejku... Dziękuję, dziękuję, dziękuję!!- rzuciłam się chłopakowi  na szyję.
-Proszę...
-Wejdziesz?- zapytałam wskazując na domek.
-Oki.
Kiedy weszliśmy do salonu, dziewczyny siedziały przed TV i oglądały jakiś serial, więc zaciągnęłam muzyka na górę.
- Niall, musimy coś obgadać.
-Ale o co chodzi?


-----------------------------------------------------------------------------------------------

Długaśny trochę ten rozdział mi wyszedł... Jakaś wena mnie dopadła ;) Ale to chyba dobrze... Jak zwykle, proszę o komentarze :* :* 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz